Być
może spotykasz się z opinią, że skoro mieszkasz bez innych
lokatorów (w domyśle: wiecznie bałaganiących), to pewnie
masz w domu jak „w pudełeczku”. A przynajmniej.. musisz mieć. W
każdym razie, gdyby twój rozmówca mieszkał bez dzieci
rozwalających wszędzie zabawki i partnera rozwieszającego swoje
szmatki na każdym oparciu, to miałby IDEALNIE.
Czy
słysząc takie teksty czujesz się niekomfortowo? Myślisz, że nie
radzisz sobie w sytuacji, nad którą inni panują bez trudu?
Ja kiedyś tak się czułam. I zaczęłam się zastanawiać, dlaczego
nie mam jak „w pudełeczku”, a jeśli to się zdarza, to na
bardzo krótko. Oczywiście bez trudu można znaleźć
usprawiedliwienia bałaganu w domu (czy to zamieszkiwanym przez kilka
osób czy jedną): zmęczenie pracą, dojazdami, brak czasu,
zbyt mała powierzchnia mieszkania albo zbyt duża przestrzeń do
ogarnięcia itd. itp.
Wśród wielu powodów, które można wymieniać
jako usprawiedliwienie bałaganu w domu, jeden szczególnie
dotyczy osób mieszkających w pojedynkę – brak przymusu
wykonania konkretnej czynności właśnie TERAZ. Bo komu przeszkadza,
że naczynia ze śniadania zostaną na stole, skoro właśnie
śpieszysz się do pracy? Czy coś się stanie jeśli rzucisz ubranie
na oparcie krzesła po całym dniu na pełnych obrotach i przedarciu
się przez powrotne korki? Albo dlaczego po tygodniowej harówce
masz spędzić sobotę akurat na sprzątaniu?
W rezultacie, mimo, że
nikt inny nie bałagani w Twoich czterech ścianach (może czasem te
wredne krasnale!), to brakuje Ci mobilizacji, a czasem nawet presji
ze strony domowników do rutynowych działań w określonym
czasie.
Na marginesie, według badań opublikowanych przez pismo "BMC
Public Health" wśród osób, które mieszkają
same ryzyko depresji jest aż o 80 proc. wyższe w porównaniu
z tymi, które dzielą mieszkanie z rodziną lub innymi
osobami.
Nie ma wyjścia - trzeba zawalczyć o to, by dom dodawał energii,
a nie zniechęcał do życia!