wtorek, 2 grudnia 2014

Kwaśny temat

Zdjęcie reprodukcji "Martwej
natury z cebulą" Cezanne'a
Dzisiaj dwa słowa o produktach, których smak można opisać jednym słowem: brrr! Mam na myśli ocet spirytusowy i kwasek cytrynowy.
Z czym kojarzą mi się te przyprawy? Pamiętam z dzieciństwa przysmak zwany „zimne nóżki” (chyba nazwa podobała mi się najbardziej:-)), czyli galaretki z kawałkami mięsa, ozdobione finezyjnie pokrojonymi i ułożonymi warzywami.
Obowiązkowym dodatkiem był ocet, podawany w szklanej karafce lub porcelanowym dzbanuszku. Kilka razy zdarzyło mi się poważnie przedawkować!
Kwasek cytrynowy nigdy nie zyskał szczególnej aprobaty w rodzinnej kuchni. Nawet w zamierzchłych czasach niedoboru cytryn. Natomiast słyszałam o stołówkowych praktykach dodawania kilku ziarenek kwasku w celu „przywrócenia świeżości” gotowanym warzywom. Chociaż bezpieczniejsza smakowo wydaje się soda oczyszczana.
Oba te produkty, wstępnie traktowane po macoszemu w mojej własnej kuchni, jakiś czas temu powróciły z przytupem. W zupełnie nowej roli :-)
Kwasek cytrynowy trafił do pojemnika na przyprawy, gdy szukałam środka do usunięcia z dłoni plam po zielonych łupinach włoskich orzechów (miałam kiedyś zapał, do naturalnej produkcji farby do włosów, ale to już inny temat).
Moje ręce nie od razu straciły łaciatą stylizację, ale kwasek "wybronił się" się w innym zastosowaniu. Użyłam go zamiast odkamieniacza do usunięcia osadu z czajnika elektrycznego. Po zagotowaniu wody z kwaskiem, stalowa powierzchnia grzałki lśniła jak lustro!
Akcje kwaśnego proszku wzrosły jeszcze po udanej reaktywacji ulubionego garnka, przypalonego podczas smażenia powideł ze śliwek. Małą torebkę specyfiku wsypałam do garnka, zalałam dno 2-3 centymetrową warstwą wody i pogotowałam przez kilka minut.
Warstwa przywartych do dna powideł nie dających się wcześniej „odskrobać”, zaczęła odchodzić jak cienki pergamin. Od tej pory zawsze mam w kuchni kilka opakowań pogardzanego wcześniej kwasku. A moje naczynia nie boją się nawet „wtopionej” w dno pozostałości smażenia, pieczenia czy duszenia :-)
Wykorzystanie octu wymieszanego z sodą do czyszczenia armatury jest bardzo popularne wśród osób preferujących naturalne środki czystości. Często jednak pro-ekologiczne przekonania przegrywają rywalizację z wygodą użycia komercyjnych produktów, które nie wymagają czasu na przygotowanie.
Przyznaję, mój zapał do konsekwentnego "przyrządzania" domowych past czy roztworów nie zawsze wytrzymywał próbę czasu. Szybko jednak zorientowałam się, że sam ocet spirytusowy użyty bezpośrednio na gąbkę lub szmatkę świetnie daje sobie radę z dość wymagającym w utrzymaniu zlewozmywakiem ze stali nierdzewnej. A także innych metalowych powierzchni.
Od tego czasu, „nie boli mnie serce” na widok chromowanych nóg od kuchennego stołu i błyszczącej podpórki blatu, wylizywanych (chyba dla fanu?) przez mojego labradora, Misia. Również mieszczące się pod jednym z blatów stalowe kosze do segregacji śmieci przestały drażnić podejrzanymi smugami.
Nawet charakterystyczny kwaśny zapach octu ma swoją funkcję w moim królestwie. Przetarte nim kuchenne blaty, niemiło pachną mojemu łasuchowi i tracą nieco na atrakcyjności jako obiekt ukradkowych rewizji :-)
I tylko ta właściwość octu powstrzymuje mnie od potraktowania nim stalowych misek używanych przez właściciela czułego nosa.

9 komentarzy:

  1. Octu i sody używam do czyszczenia łazienki od dawna. Ale chętnie wypróbuję sposób z kwaskiem cytrynowym na spalonym niedawno garnku. Odmaczanie w płynie do naczyń i skrobanie nie dało większego efektu, a nie chcę używać żrących środków do naczyń mających kontakt z jedzeniem Garnek jest bardzo poręczny i szkoda mi go wyrzucić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie daj znać, jaki efekt!

      Usuń
    2. Hurra! Udało się;) Nie żałowałam kwasku, wsypałam zawartość dwóch torebek, ale warto było. Prawie cała spalenizna się oderwała, a rasztę potraktowałam druciakiem. Dzięki za podsunięcie sposobu!

      Usuń
    3. Taki mikołajkowy prezencik :-)

      Usuń
  2. Nie tylko Twój labrador ma na pieńku z zapachem octu. Mój mąż tylko raz dał się namówić na czyszczenie kabiny prysznicowej octem. Na drugi raz błagał - tylko nie ocet! I dostał inne zadanie. A ja zostałam z octem i moim zachwytem nad blaskiem kabiny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zazwyczaj używam do mniejszych powierzchni niż kabina prysznicowa, więc zapaszek szybko wietrzeje. Nawet ciut za szybko, w kontekście upodobania Misia do "myszkowania" po kuchni :-)

      Usuń
  3. Do kabiny jest super - polecam. Świetnie sobie radzi z mydlinami i nadaje połysk. Zapach zabija, ale jak dla mnie i tak mniej niż dostępna chemia. Dobrze, że nie robię tego codziennie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, wiele reklamowanych środków czyszczących po prostu urywa nos! Gratuluję błyszczącej kabiny :-) Tymczasem zajmę się lustrem nad umywalką...

      Usuń

Jeśli chcesz się podpisać tylko imieniem lub nickiem - wybierz
Komentarz jako: Nazwa/adres URL
Możesz wpisać tylko nazwę (np. imię)